„Diabły”, czyli opowieść o kobiecym orgazmie? Teatr Powszechny w Warszawie

 

źródło: Teatr Powszechny w Warszawie

Kobiety są błędem natury... z tym ich nadmiarem wilgoci i ich temperaturą ciała świadczącą o cielesnym i duchowym upośledzeniu... są rodzajem kalekiego, chybionego, nieudanego mężczyzny... Pełnym urzeczywistnieniem rodzaju ludzkiego jest mężczyzna. Przytoczone słowa świętego Tomasza z Akwinu, witają widzów Teatru Powszechnego w Warszawie na najnowszej produkcji w reżyserii Agnieszki Błońskiej. Odniosłem wrażenie, że Diabły są rodzajem eksperymentu teatralnego, a już na pewno manifestem, i to manifestem niestety bardzo tendencyjnym.

Spektakl rozpoczyna siarczysty monolog w wykonaniu jedynego grającego w Diabłach aktora – Arkadiusza Brykalskiego. Mowa w nim o złu, które pochłania nasze dusze, o czarnym pająku pnącym swe sieci w naszych życiach… generalnie wszystko to, co w wielu przypadkach możemy usłyszeć z kościelnej ambony, tylko mocno przerysowane. Prolog naturalnie przechodzi w kolejny etap sztuki, którą stanowi ciąg dłuższych i krótszych scen, z których każda opatrzona jest konkretną dedykacją. Jedna scena grana jest dla wszystkich papieży, inna dedykowana jest autorowi głównej inspiracji do stworzenia tego spektaklu, czyli Jarosławowi Iwaszkiewiczowi (Matka Joanna od Aniołów), a jeszcze inna pomyślana specjalnie dla arb. Jędraszewskiego i jego znanej mowy o tęczowej zarazie.

Dużo w tym spektaklu nagości, bezczelności i dosłowności. Diabły nie mają w sobie nic z niedopowiedzenia i metaforyki. Jest to bezpośredni wywód obarczający kościół za całe zło, jakie spotkało i spotyka kobiety, a także osoby o nieheteronormatywnej orientacji seksualnej. I choć z ogólnym zamysłem trudno się nie zgodzić, to przystać również nie można na tak jednostronne i prostolinijne traktowanie sprawy.

Zamęt jaki panuje w tym spektaklu, choć pewnie lepszym wyrażeniem odnoszącym się do niektórych scen, byłoby słowo performance – tworzy wrażenie wszechpanującej anarchii, która zdaje się być nieuniknionym efektem tak pojmowanej swobody, jaką prezentują aktorzy Powszechnego. Mam takie wrażenie, że Diabły stworzono po to, by były rodzajem ołtarzyka dla popleczników idei głoszonych w spektaklu, a zupełnie nie bierze się tu pod uwagę tych „Innych”. Jest to o tyle dziwne, że mamy przecież do czynienia z myślą stricte liberalną, która wszystkich wyrzuconych za nawias bierze w obronę. Diabły mają służyć przekonaniu przekonanych, bo pewnie ludzi o mniej skrajnych poglądach (lub o wartościach odmiennych) odrzuci poprzez samą charakterystykę wykorzystanych w spektaklu środków. Mój światopogląd w przypadku pisania tego tekstu nie ma żadnego znaczenia, ale mojej obiektywności niech dowiedzie fakt, że w gruncie rzeczy wartości, o które starają się walczyć twórcy Diabłów są mi bardzo bliskie. Nie podoba mi się natomiast forma, w jakiej została ta batalia poprowadzona. Tak samo z resztą jak słowa postaci granej przez Oksanę Czerkaszyną, która zwracając się wprost do widowni powiedziała (tu parafrazuję): zrobię w waszych europejskich dupach rzeź wołyńską. Nikt nikogo w teatrze ograniczać nie powinien, ale niech każdy odpowie sobie sam, czy podobne zdanie (w takim kontekście) powinno paść.

W obliczu wszechobecnej golizny występującej w Diabłach, zastanawiający jest również fakt wiekowego tabu, które przy całej odwadze realizacyjnej, zdaje się ograniczać twórców spektaklu. Tak jak wspominałem – według mnie środki użyte w tym spektaklu (w tym między innymi pozbawienie większości aktorek i aktora okryć) jest rozwiązaniem nieuzasadnionym. Zastanowiło mnie jednak, dlaczego w spektaklu, w którym mówiąc wprost – wszyscy latają nago, najstarsza z aktorek ubrana jest niemal od stóp do głów? Tak jakby reżyserka walczyła o uznanie cielesności kobiet młodych, ale te w średnim wieku lub starsze pomijała. Tyle się w tym spektaklu mówi o kobiecym orgazmie, tyle jest w nim podtekstów i prowokacji, a w postaci granej przez Marię Robaszkiewicz jest tego stosunkowo najmniej.

Diabły to przy całej swojej kontrowersyjnej otoczce spektakl, podejmujący bardzo ważny temat. Mowa tu o kobietach, o ich prawach i cielesności, mowa tu o ich niezależności i sile. Spektakl sprzeciwia się traktowaniu ciała kobiet (dokładniej orgazmu), tak samo z resztą jak orientacji seksualnej czy gwałtu, jako sprawy dziennikarza, Kaczyńskiego czy biskupa jednego lub drugiego. Bardzo podobała mi się również mini scena w wykonaniu Natalii Łągiewczyk, która wskazując kolejne fragmenty swojego ciała, dzieliła się historią gwałtów i rozgrzeszeń.

Jeszcze raz podkreślę – cele i wartości przyświecające realizacji tego spektaklu są jak najbardziej istotne i godne uwagi. Nie przypadła mi jednak do gustu forma, w jaką całość ubrała Agnieszka Błońska. Spektakl sam pozbawia się mocy interpretacji. Nie przemówi on raczej do tych, którzy na sprawy zaprezentowane w Diabłach patrzą inaczej. Jest to miły ukłon wobec ludzi myślących podobnie, choć (jak pokazuje mój przypadek), nie do końca. Warto również podkreślić, że walka o prawo kobiet do seksualnej przyjemności jest bardzo ważna, ale spektakl daje podstawy ku twierdzeniu, że całe szczęści kobiety tkwi w jej orgazmie, co jest oczywistą nieprawdą. Mimo wszystko zachęcam do obejrzenia i wysnucia własnej oceny najnowszej realizacji Teatru Powszechnego, który warto odwiedzać regularnie.

Komentarze