W mojej głowie rządzi pustka. Kilkadziesiąt godzin zbierałem się do napisania tego tekstu. Dużo wątpliwości i (wybaczcie, że posłużę się tak wytartą i nadużywaną zwłaszcza przez muzycznych tekściarzy metaforą) wodospady myśli, przepływały mi przez głowę. Moim atutem, jako prowadzącego bloga, nie piszącego do medium o bardziej sformalizowanej strukturze, jest fakt, że mogę przekazać Wam moje myśli szczerze i bezpośrednio. Po prostu – bez owijania w bawełnę. Zwyczajowo staram się wchodzić w głąb – dziś, z nieskrywanym smutkiem muszę przyznać, że nie potrafię. Trudno, w końcu nic co ludzkie nie jest mi obce.
Tatuś to, jak się zdaje, opowieść o rodzeństwie i relacjach
międzyludzkich, choć pisząc może nieco złośliwie, i to z trudem mi przyznać.
Spektakl jest platformą, na której dwójka bohaterów dzieli się swoimi
historiami, emocjami i pretensjami. Grane przez Teresę Sawicką i Mariusza
Kiljana postacie są bez reszty zanurzone w przeszłości, której głównym ośrodkiem
jawi się tytułowy Tatuś – postać o tyle ważna, że wciąż odciskająca piętno na
życiu B.T. i J.M. Twórcy spektaklu zdają się stawiać swoją opowieścią pytanie o
autorytety oraz sposób, w jaki rozwijamy relacje nie tylko z najbliższymi, ale
w ogóle znajomości jako takie. Bohaterowie w niespełna godzinnym spektaklu
wylewają na siebie tak duże ilości skrywanych żali, że trudno jest w tej
opowieści dojrzeć światełko, które zwiastowałoby lepsze jutro. Żal jednej
postaci do drugiej jest zakorzeniony tak głęboko, że nawet jakiś czas po śmierci Tatusia, B.T. i
J.M. walczą między sobą o miano najukochańszego dziecka ojca. Nie
szczędzą sobie przy tym złośliwości i ciosów, które zwracają uwagę na trafność
słów naszej świeżo upieczonej Noblistki – Bóg
stworzył człowieka z oczami z przodu, a nie z tyłu głowy, co znaczy, że
człowiek ma się zajmować tym co będzie, a nie tym co było (cytat z Ksiąg Jakubowych Olgi Tokarczuk).
Największy zarzut jaki wystosować
mogę wobec najnowszej produkcji Teatru
Polskiego jest prosty. Większość z powyższych przemyśleń, którymi
podzieliłem się z Wami w powyższym akapicie jest wynikiem moich osobistych
rozmyślań, które poczyniłem po obejrzeniu spektaklu. Ktoś powie – jaki w tym problem? I trudno się nie
zgodzić, bo przecież teatr ma pobudzać do refleksji. Moim zdaniem problem
polega na tym, że spektakl Seba
Majewskiego daje zbyt mało wytycznych. Podobnych rozważań mógłbym w
zasadzie dokonać bez oglądania sztuki, która z założenia powinna nie tylko
sygnalizować problem, ale także pokazać możliwe sposoby jego interpretacji albo
wywołać emocje, które pozwolą widzowi zająć bardziej stanowcze stanowisko wobec
jakiejś sprawy. Mnie tych emocji w spektaklu brakowało i nad tym stanowczo
ubolewam.
Wydaje się, że twórcy Tatusia mogli pokusić się o bardziej
rozbudowaną historię i wnikliwsze zbadanie tematu, który sam w sobie mógłby być
niezwykle ciekawy. Tak samo z resztą jak irracjonalna i przede wszystkim zbędna
scenografia zdająca się niekiedy przeszkadzać nawet samym aktorom. Zastanawiający
jest brak jakiekolwiek muzyki w realizacji, a także niektóre rozwiązania reżyserskie, jak
chociażby wykorzystanie kilkudziesięciu portretów (m.in. Tadeusza Różewicza,
Krystiana Lupy czy Mikołaja Grabowskiego), które mają odnosić się do
zasygnalizowanego przeze mnie tematu autorytetów, towarzyszących nam nie tylko
w życiu osobistym, ale również zawodowym. Niestety – samo posłużenie się przykładami
artystów, którzy mogą stanowić zawodowe odniesienie dla twórców spektaklu, to
dla mnie zbyt mało, żeby uznać to rozwiązanie za uzasadnione.
Tatuś to historia z potencjałem, ale niestety zupełnie
niewykorzystanym. Nie przesądzam o jakości tego spektaklu – to co piszę jest
moim subiektywnym wrażeniem, które może się całkowicie mijać z odbiorem spektaklu
przez całą resztę widowni, czego w ogóle nie wykluczam. Podkreślę również, że
aktorska para staje na rzęsach, żeby ten niełatwy w percepcji spektakl
prowadzić w jak najlepszym kierunku. Wydaje mi się, że błędy zostały popełnione
na etapie realizatorskich przygotowań, choć jeszcze raz podkreślę subiektywność
mojej wypowiedzi i jak zawsze zachęcę do osobistego przeżycia i przemyślenia
tej historii.
---
Plakat promujący najnowszą premierę
Teatru Polskiego wydaje się najciekawszym, wywołującym największą ilość
skojarzeń interpretacyjnych elementem Tatusia.
W obliczu zasygnalizowanego przez twórców sztuki tematu, którym są autorytety i
relacje – owe ćmy ślepo podążające do źródła światła, stanowią bardzo silny
punkt odniesienia. Owady – niczym dzieci wzorujące się na ojcu, uczniowie
czerpiący nauki od swoich mistrzów, nie spostrzegają kiedy autorytet staje się
przyczyną ich destrukcji. Nie potrafią z nim zerwać. Chęć bycia blisko jest
silniejsza. Jest to sytuacja zgubna – bo jak ćmy giną od światła, tak ludzie
(jak sugeruje twórca plakatu) mogą stracić wiele za sprawą wyboru niewłaściwych
przewodników.
Komentarze
Prześlij komentarz