Kiedy na scenie Och Teatru dochodzi
do pierwszej telefonicznej rozmowy dwójki głównych bohaterów, nie trudno
zgadnąć do jakiego finału to wszystko doprowadzi. Rozbrajająco szczera
konwersacja podczas randki w japońskiej restauracji stanowi tylko jeden z przystanków
mknącego ku nieuchronnemu romansowi. Zabawna do łez Gizela w bezpośredni, choć
pozbawiony elementarnej wiary we własne możliwości sposób przyznaje, że nie jest
zbyt inteligentna i stanowi zupełne przeciwieństwo szanowanego prawnika.
Sytuacja Jerry’ego wcale nie wydaje się być o wiele lepsza. Na chwilę przed
spotkaniem dwójki zakochanych ktoś ograbia go z pieniędzy, a pewne zawiłości
służbowe uniemożliwiają mu natychmiastowe podjęcie pracy w Nowym Jorku.
Gizela, mimo pozornych różnic
dzielących ją i Jerry’ego, znajduje wzajemną nić porozumienia, która z czasem
przeradza się w poważny związek. Mężczyzna nie jest jednak całkowicie szczery
wobec tancerki, którą dopiero po pewnym czasie informuje, że rozwodzi się z żoną.
Informacja ta, mimo iż nie jednoznaczna, prowadzi do finału, w którym próżno
szukać happy endu.
Cała ta znana nam już z wielu
filmów czy spektakli miłosna otoczka, nie pozbawiona jest jednak głębszej
treści. Jej największe natężenie mamy w scenie, podczas której Gizela domaga
się od Jerryego jasnej deklaracji miłości. Ten podkreśla, że oboje mówiąc
„miłość”, mają na myśli dwie różne rzeczy. Dla dziewczyny słowo to oznacza, że
się kogoś tak strasznie chce. Dla
prawnika jest to chęć połączenia się z kochaną osobą w każdym możliwym
wymiarze. Zespolenie to prowadzi do tego, że z biegiem czasu, na wszystkie
bliskie drugiej osobie rzeczy, patrzy się jej oczyma. Nie da się uwolnić od
takiego spojrzenia. Kiedy wyzbędziesz się cząstki osoby, którą kochasz,
pozbawisz też życia pewien fragment samego siebie.
Przejdźmy jednak od treści do formy,
bo i ta tutaj nie zawodzi! Dużą zaletą spektaklu jest przede wszystkim muzyka
grana na żywo. Żywiołowość instrumentalna świetnie współgrała z bardzo ciekawą
choreografią, którą zawdzięczamy Paulinie Andrzejewskiej–Damięckiej. Pochwały należą się
natomiast całej ekipie realizatorskiej, na czele z wykonawcami, pośród których wyróżnić trzeba Polę Gonciarz i Beniamina Citkowskiego
(za świetne wstawki baletowe), Karolinę Szeptycką (za rozbrajającą rolę
pacjentki) oraz oczywiście Natalię Sikorę, która zarówno aktorsko, jak i
wokalnie staje na wysokości zadania. Najbardziej zachwyca końcowy utwór w
wykonaniu zwyciężczyni jednej z edycji The Voice Of Poland, opowiadający o
tytułowej huśtawce, na której każdy z nas jest – raz jesteśmy wyżej, raz niżej, raz
jest dobrze, raz źle, ale z każdą z tych sytuacji musimy sobie umieć poradzić.
Bardziej bezpośrednich słów już
chyba nie trzeba, ale na wszelki wypadek dopowiem – bardzo polecam wybrać się
do Och Teatru, bo to nie tylko przyjemna rozrywka, ale również chwila
refleksji, która każdemu od czasu do czasu się przyda.
Komentarze
Prześlij komentarz