Jeżeli człowiek nie może sobie dać rady sam ze sobą, to mu takie uciekanie nic nie da. Te słowa wypowiadane na samym początku sztuki przez bohaterkę Bożeny Pomykały-Kukorowskiej stanowią zarówno mocną inaugurację historii Samych, ale także trafne i bezlitosne podsumowanie perypetii dwójki głównych bohaterów.
„WSI SPOKOJNA, WSI WESOŁA”
Kasia (Marzena Wieczorem) i Paweł (Ernest
Nita) wyprowadzają się na wieś. Od tego, zdawałoby się pomyślnego
wydarzenia, nasze oczy śledzą ich zmagania. Zmagania ze wsią (jej nudą, oderwaniem
od „rzeczywistości”, z jej mieszkańcami oraz ich wszędobylskością), zmagania z
sobą nawzajem (z oziębłością, poranionymi uczuciami i niespełnionymi
oczekiwaniami) oraz zmagania, które prowadzą wewnątrz własnego „ja” (z brakiem
wyrozumiałości, z zamknięciem i cichym jękiem przeszłości).
Dwójka głównych bohaterów zostaje
przez scenarzystów i reżyserów (Pawła
Wolaka i Katarzynę Dworak,
dalej: PiK) wpleciona w swoisty patchwork postaci stanowiących zbiorowość,
którą można by nazwać „wiejską społecznością”. We wsi nie ma tajemnic. Wszystko
jest na wierzchu. To co jest skrywane, nieuchronnie musi ujrzeć światło dzienne. Tutaj nawet tajemnicę spowiedzi po kilku „głębszych”
można ujawnić. Seksu nie ma, bo intymności nie ma. Zaraz ktoś krzyczy sąsiad, sąsiad! i przychodzi z jakąś
sprawą.
Przychodzi Kulawy (Bartosz Bandura), który szuka
znajomości w szpitalu. Przychodzą Urzędniczki (Kamila Pietrzak-Polakiewicz, Marta Karmowska), które za być albo
nie być, stawiają sobie utrudnianie życia nowo osiadłym. Przychodzi Ksiądz (Artur Nełkowski), który szuka
zrozumienia, pocieszenia i towarzystwa. Smutki zapija w wódce. Jak każdy. Na
dodatek wiele wie o kobietach, choć w
swoim miłosierdziu Bóg zaoszczędził mu praktyki.
CICHY JĘK PRZESZŁOŚCI
Historia zaczyna się sielsko.
Towarzyszy jej dużo humoru. Idylla. W trakcie zaczyna się coś jednak psuć. Ujawnia
się jakaś stara, niezabliźniona rana. Kasia i Paweł podnoszą próby rozwiązania
problemu. Starają się rozmawiać. Szukają remedium. Kiedy ostatni raz powiedziałeś mi, że ładnie dziś wyglądam? – pyta bohaterka
Marzeny Wieczorek.
To wszystko, to jednak nieudolne
pływanie po powierzchni. Żadne z Mareckich nie chce wchodzić tam, gdzie ciemno,
gdzie strasznie, gdzie boli. Nie chcą sobie przypominać, bo to tylko zaszkodzi.
Nie zauważają, że nieprzepracowana przeszłość wyrządza więcej szkód będąc tylko
głuchym wspomnieniem pewnych wydarzeń niż rzeczywistym przedmiotem dyskusji.
Stoją w miejscu i stać będą aż do końca, do końca, w którym pozwalają sobie na
chwile zapomnienia. Sytuacja staje się tak krytyczna, że nieistotnym są już
inni, nieistotna staje się „wciąż patrząca wieś”. Kasia i Paweł wchodzą w głąb.
W dwóch monologach dzielą się całym swoim bólem i traumą przeżytej sytuacji. To
pozwala żywić nadzieję, że wspólnymi siłami wyjdą kiedyś na prostą.
SAMI
„Sami” to opowieść o zagłuszaniu
samego siebie i o skutkach takiego działania. Jest to opowieść o samotności.
Paradoksem tej sztuki jest fakt często znany nam z codziennego życia. Obracamy
się w gromadach ludzi, żyjemy w związkach, przyjaźniach, a w głębi serca
odczuwamy olbrzymią pustkę. Ta tutaj, podyktowana jest traumą, o której
opowiadać, przez wzgląd na tych, którzy (jeszcze) nie obejrzeli tego
przedstawienia, nie będę. Pewną sugestią w tej sprawie jest oczywiście plakat
„Samych”, który jest w swoim założeniu bardzo wymowny.
Duet reżyserski Dworak i Wolak
przygotował dla gorzowskiej publiczności naprawdę ciekawą opowieść, która nie
pozostawia obojętnym i każe się zastanowić nad tym, ile z Kasi i Pawła jest w
nas. Po zielonogórskim spektaklu PiK – Gdy przyjdzie sen – tragedia miłosna,
który zostawił mnie w olbrzymim zachwycie i do dziś plasuje się na wysokim
miejscu rankingu najlepszych spektakli, jakie udało mi się w życiu obejrzeć,
było to moje drugie spotkanie z ich twórczością. Starczy powiedzieć, że
kolejne, które zapamiętam.
Słowa uznania należą się również
scenografowi (Tomasz Ryszczyński),
który w powściągliwy, ale i sugestywny sposób oddał realia „przypatrującej się
wsi”. Za świetnie wkomponowaną w historię Samych
muzykę odpowiada tutaj Dominik
Strycharski. Za to na największe pochwały zasługuje oczywiście aktorstwo,
które w gorzowskim teatrze, jak zwykle stoi na bardzo wysokim poziomie.
Pomiędzy Marzeną Wieczorek i występującym gościnnie aktorem zielonogórskiej
sceny – Ernestem Nitą wytworzyła się taka „chemia”, wobec której nie można
przejść bez zachwytów. Do tego świetny, w roli samotnego księdza alkoholika,
Artur Nełkowski, przerysowany (ale z klasą) Bartosz Bandura oraz ciepła i
rozśmieszająca do łez Ania Łaniewska.
Sami to historia na wskroś współczesna, diagnozująca wiele
powszechnych problemów, które stają się udziałem każdego z nas. Niepozbawiona
jest ona jednak należytego dystansu i humoru, bez którego ten padół łez stałby
się trudnym do wytrzymania miejscem.
Dawniej mnie widziałeś
Przez dziesiątą ścianę
Teraz mnie nie widzisz
Teraz mnie nie widzisz
Gdy przy tobie stanę…
Elias Canetti
Komentarze
Prześlij komentarz