W ten uroczy, choć jak stwierdził jeden z bohaterów, „wymagający
oczyszczenia”, świat zabrali widzów studenci Akademii Sztuk Teatralnych we
Wrocławiu. Przestrzeń wykreowana przez Ursulę K. Le Guin została wiernie, choć
umownie zrekonstruowana przez bohaterów przedstawienia. Aktorzy na początku
spektaklu dokonują niespiesznej ekspozycji zastanej rzeczywistości. Dowiadujemy
się, że „ziemscy” ludzie nie są jedynymi humanoidalnymi mieszkańcami Athshe.
Stworzaki, bo tak nazwał ich kapitan Davidson ze swoją świtą, to wysokie na
metr, obrośnięte zielonym futerkiem stworzenia. Błogi stan namysłu nad nieznaną
i nieokiełznaną przestrzenią, szybko zostaje wyparty przez kolonizacyjne i
imperialistyczne zakusy ludzi.
Aktorzy w niezwykle sprawny i widowiskowy sposób, mimo
minimalistycznej formy przedstawienia, prowadzą nas przez kolejne epizody
historii podboju nowej ziemi. Athsheanie, jak pragnie nazywać ich doktor Lyubov,
doświadczają pogromów i trafiają w niewolę ludzi, wykorzystujących ich do prac
przy wycince drzewa w celu pozyskania drewna, które na ziemi stało się towarem
pożądanym i cenionym bardziej od złota. Dla tubylczych mieszkańców „Nowej Tahiti”
utrata lasu wiąże się z utratą domu, a wycinanie kolejnych drzew, to bezlitosne
„mordy” na bytach głęboko przez nich cenionych. Tytuł powieści a zarazem
przedstawienia mówią w tej kwestii wszystko - dla autochtonów „słowo las znaczy
świat”. Ludzie w swojej pysze i
zachłanności nie rozumieją i nie chcą pojąć stosunku Athshean do planety. Prymitywizmu
ich rozumowania dowodzą rozmowy dotyczące planu dokonania masakry na Stworzakach,
w których „kurwy” pełnią rolę przecinków, a żądza zemsty i niezrozumiała
agresja uzewnętrzniają się z każdym kolejnym słowem.
Ta klasyczna opowieść o kolonializmie, potrzebie władzy i
ekonomicznego zysku oraz chorobliwym humanizmie, w epoce postkolonializmu,
ekologizmu i posthumanizmu stawia przed widzem wciąż aktualne pytania o nasz
stosunek do świata, środowiska oraz nie-ludzkich zwierząt. Żywo oddziałującym
jest dylemat dotyczący naszego wpływu na inne stworzenia i przestrzeń. Czy
staramy się pozostawić w świecie cząstkę dobra i miłości czy, tak jak podkreśla
doktor Lyubov, wprowadzamy do słownika innych społeczności nowe pojęcia, takie
jak postęp, mord i gwałt? Jaka jest odpowiedź na zadane krzywdy? Zemsta?
Wybaczenie? Jeden z autochtonów - Selver udowadnia, że rezygnacja z agresji,
nawet w obliczu głębokiej niesprawiedliwości jest możliwa. „Ty ofiarowałeś mi
morderstwo, zabijanie, a ja ofiaruję ci dar mojego ludu - nie zabijanie”. Kto
ostatecznie zwycięży w tej potyczce dobra ze złem? Żeby poznać odpowiedź na to
pytanie trzeba odwiedzić wrocławską scenę AST, choć bohaterowie przedstawienia
w samym jego zakończeniu nie są w stanie dojść do jednej, obowiązującej
konkluzji. Historia zdaje się otwarta i tylko od nas zależy, jak potoczy się
dalej.
Blisko dwugodzinne przedstawienie to nie tylko materiał
bogaty interpretacyjnie, ale również świetna okazja do popisu dla aktorów i
realizatorów. Reżyserzy Weronika Szczawińska oraz Piotr Wawer jr stanęli na
wysokości zadania, tworząc z tej minimalistycznej opowieści rzecz niezwykle
intrygującą i przyciągającą. Na słowa uznania zasługują jednak przede wszystkim
aktorzy: Paula Stępczyńska (genialna!), Agata Grzymała, Filip Gołąb, Filip
Kempiński, Mikołaj Hajduk oraz Jan Litvinovitch, którzy podołali tej historii i
często niezwykle wymagającym fizycznie rolom. Szczególnie mocne okazały się te
partie spektaklu, w których Paula Stępczyńska oraz Filip Kempiński wcielali się
w rolę kapitana Davidsona. Za to na niezwykłą sympatię zasłużył głęboko empatyczny
doktor Lyubov Filipa Gołąba. Elementem komediowym była za to scena nauki „tubylczego”
w wykonaniu Mikołaja Hajduka i Jana Litvinovitcha. Wniosek jest prosty - mimo
niezbyt rozbudowanej obsady, a przede wszystkim głęboko minimalistycznej
scenografii, przedstawieniu nie brakuje nic, by móc je nazwać naprawdę udanym
przedsięwzięciem!
Kontakt: konradpruszynskiofficial@gmail.com
Ciekawa recenzja, bardzo zachęcająca
OdpowiedzUsuń