„Love and the marriagetry to separate themit’s an illusion”Frank Sinatra - “Love and Marriage”
“Tramwaj zwany pożądaniem”, czyli wielokrotnie realizowana sztuka amerykańskiego dramaturga Tennesseego Williamsa, wydana została w 1947 roku. Dziś, blisko siedemdziesiąt pięć lat później, twórcy reinterpretacji tego dzieła z Teatru Ochoty zadają pytania o niesłabnącą aktualność podejmowanego tekstu oraz o możliwość wykreowania nowej rzeczywistości pozbawionej „przemocowo-seksistowskiego schematu myślenia”, w której bylibyśmy w stanie zrezygnować ze ścisłego określania ról społecznych oraz schematów emocjonalnych narzucanych innym ludziom.
Kierunek: demaskacja
Fanom tytułu fabuła jest świetnie
znana, ale pro forma należy
wspomnieć, że wszystko zaczyna się od niespodziewanej wizyty Blanche DuBois w
nowoorleańskim domu swojej siostry Stelli oraz jej męża Stanleya Kowalskiego.
Twórcy spektaklu od samego początku sygnalizują widzom, z czym będą mieć do
czynienia. Już w pierwszych sekundach da się wyczuć pewne napięcie panujące w
pomieszczeniu scenicznym, w którym przestrzeń aktorska oraz ustawiona niemal w
prostokąt widownia tworzyły komplementarną całość. Aktorzy regularnie
przysiadali na wyznaczonych pośród widzów miejscach i zwracając się przez nich
lub bezpośrednio do nich, aktywizowali sposób emocjonalnego uczestnictwa
publiczności w spektaklu.
Początki wizyty Blanche w domu
siostry nie należały do najprzyjemniejszych, jednak atmosfera „Tramwaju...” ma to
do siebie, że gęstnieje z każdą minutą. Stanley początkowo snuje domysły
dotyczące bogactwa szwagierki, mającej jakoby ukrywać zyski płynące ze
sprzedaży rodzinnego majątku DuBois, by w końcu zdemaskować prawdziwą
przeszłość Blanche przed Stellą i zakochanym w niej Mitchem.
Materiały teatru fot. Artur Wesołowski |
Demityzacji nie ulega tu jednak
tylko wstydliwa przeszłość głównej bohaterki. Podobnemu zabiegowi poddane jest
również pozornie szczęśliwe i uporządkowane życie młodego małżeństwa, którego
najpoważniejszym problemem jest przemoc domowa. Blanche od dawna przeciwna
związkowi Stelli i Stanleya (określanego przez nią polaczkiem czy prymitywem)
podejmuje próbę interwencji w tej sprawie. To ona nazywa incydent po
imieniu i ostrzega siostrę, że podobne sytuacje mogą się w przyszłości
powtarzać. Dziewczyna jest jednak głucha na rady Blanche, usprawiedliwia
zachowanie męża, tłumaczy, że „nie wiedział co robi” i podważa kompetencje
siostry sądzącej Stanleya wyłącznie po tym, jak „zobaczyła jego najgorsze
oblicze”.
Połączenie bezpośrednie
Realizacja popularnego tytułu w
wykonaniu Małgorzaty Bogajewskiej (dyrektorki krakowskiego Teatru Ludowego), to
propozycja niewątpliwie charakterystyczna dla młodego teatru - z jego energią,
bezkompromisowością i bezpośredniością środków artystycznego wyrazu. Owszem,
problem przemocy w domu Kowalskich zaprezentowany został za pomocą wymownej,
choć nie zupełnie pozbawionej subtelności metafory (automat bokserski), ale już
scena następująca bezpośrednio po wspomnianym incydencie do wydelikaconych na
pewno nie należy. Podobnie jak świetnie rozegrana scena przygotowania i „skonsumowania”,
a może bardziej zużycia czy alternatywnego sposobu wykorzystania, urodzinowego
tortu Blanche. To samo można powiedzieć o niezwykle intensywnej scenie pomiędzy
dziewczyną a Mitchem w samej końcówce spektaklu.
Gra aktorska zespołu Teatru Ochoty
stoi na naprawdę dobrym poziomie. Duża w tym na pewno zasługa sprawdzonego i
świetnie skonstruowanego tekstu Williamsa, jednak aktorom oddać trzeba, że
emocje w przedstawieniu buzują niczym wstrząśnięte Leszki (żeby nie było -
bezalkoholowe), opróżniane tutaj na potęgę.
Materiały teatru fot. Artur Wesołowski |
Szczególnie chciałbym podkreślić uznanie dla kreującego rolę Stanleya Michała Pawlika, świetnie operującego emocjami zarówno w wysokim, jak i niskim rejestrze oraz Krzysztofa Oleksyna, który wypracował niezwykle rozbudowaną fizycznie i emocjonalnie postać Mitcha, budzącego we mnie ogrom współczucia. Zagubienie bohatera Oleksyna, w obliczu mylnych sygnałów oraz manipulacji jakiej poddaje go Blanche, a także chorobliwej chęci zaimponowania drugiej osobie, odczuwalne jest niemal w zmaterializowanej, organicznej formie.
Ciekawą, wewnętrznie rozdartą
postać wykreowała również Malwina Laska-Eichmann (Stella). Największy problem
sprawiła mi natomiast ocena Blanche Irminy Liszkowskiej, której emocjonalność, może za sprawą
reżysersko-aktorskiej koncepcji, a może ze względu rodzaj estetycznej rozbieżność, nie
do końca do mnie przemówiła.
Blanche kreując się na damę z wyższych sfer, tworzy swoistą baśń,
pisze alternatywną rzeczywistość, w której „nie można nazywać jej biedną, ponieważ
ma w sobie wiele bogactwa rozrzucanego przed wieprze”. Jej sposób radzenia
sobie z rzeczywistością nie przynosi oczekiwanych efektów. Historia pani DuBois,
Mitcha oraz małżeństwa Kowalskich może być za to punktem wyjścia do wspomnianej
już refleksji dotyczącej narzucanych ludziom ról społecznych, związanej z tym
procesem opresji emocjonalnej oraz przemocowo-seksistowskiemu językowi, z którym
każdy przyzwoity człowiek powinien raz na zawsze skończyć. Tutaj rodzą się
pytania o powody, a przede wszystkim sposoby zerwania z wymienionymi powyżej atawistycznymi
nawykami, ale to już raczej zadanie dla tęższych głów. Ja apeluję - znajdźcie
czas na Ochotę!
Materiały teatru fot. Artur Wesołowski |
Autor: Tennessee Williams, przekład: Jacek Poniedziałek, reżyseria: Małgorzata Bogajewska, scenografia i kostiumy: Joanna Jaśko-Sroka, występują: Malwina Laska-Eichmann, Irmina Liszkowska, Paweł Janyst, Krzysztof Oleksyn, Michał Pawlik. Czas trwania spektaklu: 120 min.
"Tramwaj zwany pożądaniem" na stronie Teatru Ochoty
Kontakt:
konradpruszynskiofficial@gmail.com
Komentarze
Prześlij komentarz