Wachlarz wart złotej tabakiery oraz hrabiowskiej protekcji

Klasyka w teatrze to wdzięczny, choć i ryzykowny temat - zwłaszcza jeśli chodzi o komedię. Gdzie poszukiwać ponadczasowych prawd, jeśli nie w skarbcu literatury wieków minionych?  Z drugiej jednak strony - czy humor zawarty w dziele, ot choćby XVIII-wiecznego włoskiego pisarza Carlo Goldoniego, będzie śmieszył i teraz? Świat zmienił się niewyobrażalnie, ale człowiek chyba już nie tak bardzo i w tym tkwi klucz do sukcesu realizacyjnego propozycji podobnych do „Wachlarza” Teatru Współczesnego w Warszawie.

Przedstawienie w reżyserii Macieja Englerta ze świetną scenografią Marcina Stajewskiego przenosi widzów do niewielkiego, śródziemnomorskiego miasteczka, w którym jasne, niby marmurowe ściany domostw, kąpią się w słońcu od rana do późnego popołudnia. Od pierwszych chwil z wielką ekscytacją wkraczamy w świat tej uroczej, choć nie pozbawionej wad, dość hermetycznej społeczności. Na pierwszy rzut oka widoczny jest podział klasowy, obowiązujący w miasteczku. Część z bohaterów z Hrabią di Rocca Mariną (Sławomir Orzechowski) czy Panią Gertrudą (Agnieszka Pilaszewska) na czele, to przedstawiciele wyższej, uprzywilejowanej klasy arystokratycznej. Z kolei kawiarniany sługa Cytrynek (Marcin Bubółka) czy przyciągająca wszelkie nieszczęścia Giannina (Monika Pawlicka), nazywana z resztą młodą wieśniaczką, to przedstawiciele niższej, niewykształconej i nieobytej klasy chłopskiej.

Materiały Teatru fot. Magda Hueckel

Nie trudno również zauważyć, że miasteczko zamieszkałe przez bohaterów „Wachlarza” to przestrzeń ciągłej i uciążliwej inwigilacji, której zarówno przedmiotami, jak i podmiotami są postaci rozpisane przez Goldoniego. Prym w tym względzie wiedzie właścicielka sklepu - Zuzanna (Agnieszka Suchora), bacznym okiem śledząca poczynania oraz „intymne” rozmowy Gianniny z Panem Ewarystem (Przemysław Kowalski) i wyciągająca z nich mylne, szczerze krzywdzące dziewczynę wnioski. Niczym refren w drugiej części przedstawienie wraca zdanie: „w tym domu same złe języki”, które dobrze charakteryzuje sposób funkcjonowania małomiasteczkowej społeczności.

Ale w czym rzecz? Fabuła jest dość prosta, choć we właściwym momencie, za sprawą kilku nieoczekiwanych omyłek, intryga nabiera tempa i odpowiedniego charakteru. Pan Ewaryst ze wzajemnością kocha się w Pannie Kandydzie (Maja Polka), która w wyniku nieszczęśliwego wypadku niszczy nieodzowny atrybut przedpołudniowych przechadzek - wachlarz. Zakochany mężczyzna postanawia zakupić w miejscowym sklepiku nową sztukę i poprzez Gianninę, unikając przyzwoitego oka Pani Gertrudy, wręczyć Kandydzie podarek. W tym miejscu swoje trzy grosze do historii dokłada wścibska Zuzanna, która odpowiednio komplikuje sytuacje pomiędzy zakochanymi, ale to tylko jedna z opowiedzianych przez Goldoniego love stories, bo śledzimy również romanse dziejące się w niższych sferach społeczeństwa, gdzie o rękę młodej wieśniaczki konkuruje ze sobą dwóch mężczyzn Coronato (Maciej Kozakoszczak) oraz Crespino (Szymon Roszak). Tutaj gra toczy się o coś więcej niźli tylko wachlarz będący dowodem szczerości uczuć Ewarysta. Przed Gianniną stoi prawdziwe wyzwanie. Musi walczyć o swoją podmiotowość. Czy w tym pojedynku zwycięży miłość, a może górę weźmie opresyjna postawa brata dziewczyny oraz sprzedajna „za parę butów” protekcja Hrabiego?

Materiały Teatru fot. Magda Hueckel

„Wachlarz” Teatru Współczesnego w Warszawie to niezwykle pogodna i humorystyczna opowieść niepozbawiona głębszych sensów. To, co zapewnia jej wspomnianą ponadczasowość to nie tylko kunszt literacki autora, ale również umiejętności i charyzma aktorów. Spektakl Macieja Englerta to praca zdecydowanie zespołowa, więc słowa uznania należą się wszystkim członkom obsady, ale na szczególne uznanie zasługują Monika Pawlicka w roli bezkompromisowej Ganniny, Agnieszka Pilaszewska świetnie rozgrywająca każdy drobny niuans swojej postaci czy niezwykle komediowy i roztaczający nad każdym ramię swojej nieocenionej protekcji Sławomir Orzechowski w roli Hrabiego. Ciekawie wypada również drugie tło z nieporadnym Cytrynkiem Marcina Bubółki na czele. O zawrót głowy przyprawia z kolei pogardzany przez wszystkich aptekarz Tymoteusz (Leon Charewicz),  o którym mówi się: „Jeśli chcesz nagłej śmierci, to powierz się aptekarzowi”. Nie dziwota z resztą, bowiem zwykłe zasłabnięcie jednego z bohaterów jest dla Tymoteusza powodem do sprokurowania niemal dantejskich scen upuszczania krwi przy pomocy brzytwy oraz drewnianego wiadra. Co bardziej wrażliwych uspokajam - sprawa rozwiązuje się sama i to w o wiele przyjemniejszych okolicznościach niż te wspomniane wyżej. Starczy powiedzieć, że „Wachlarz” to naprawdę dobry sposób na spędzenie wieczoru w teatrze.

fot. Paweł Jakuboszczak

Reżyseria: Maciej Englert, scenografia: Marcin Stajewski, kostiumy: Anna Englert, obsada: Agnieszka Pilaszewska, Monika Pawlicka, Sławomir Orzechowski, Agnieszka Suchora, Marcin Bubółka, Juliusz Godzina, Maja Polka, Szymon Roszak, Piotr Bajor, Leon Charewicz, Cezary Kołacz, Przemysław Kowalski, Maciej Kozakoszczak, Michał Mikołajczak

"Wachlarz" na stronie Teatru Współczesnego.

Kontakt: konradpruszynskiofficial@gmail.com

Komentarze