Sztuka Laurenta Baffiego to prosta historia szóstki osób
męczonych rozmaitymi chorobami, bazująca często na sprośnym czy wręcz wulgarnym
żarcie. Jeden z pacjentów ma obsesje na punkcie symetrii, inny momentalnie
potrafi przeliczyć nawet najbardziej skomplikowane matematyczne rachunki, jedna
z kobiet powtarza każdą ze swoich wypowiedzi dwukrotnie (palilalia), a kolejna
z pacjentek panicznie boi się zarazków. Wszyscy oczekują na rozpoczęcie wizyty
u psychiatry, którego przybycie przeciąga się w wyniku opóźnień w ruchu lotniczym.
I niby wiadomo, że nadrzędnym sensem komedii jest śmiech, ale
w „Nerwicy natręctw” zdecydowanie zabrakło fabularnych komplikacji czy
głębszych uzasadnień. Ot pacjenci weszli na scenę, pogadali, pośmiali się i
wyszli – niewiele więcej ponad to. Suspens całej tej historii przewidziałem już
po pół godzinie przedstawienia. Siłą literatury czy teatru jest historia,
opowieść – tutaj całkowicie podporządkowana elementom komediowym. Same żarty
pozostawiały również sporo do życzenia, bowiem wiele z nich w kółko obracało
się wokół tych samych tematów (najczęściej związanych z przypadłościami poszczególnych
bohaterów, np. komediowość postaci Zdzisława Wardejna z zespołem Tourette’a
oparta była na samych przekleństwach – niby uzasadnionych, bo to przecież
choroba…). I jeszcze to przesłanie wyciśnięte z dialogów niczym sok z suszonych
jabłek. Autor wkłada w usta bohaterów podniosłe słowa o samo uleczeniu i
pozbyciu się chorobliwego egoizmu, bo „może to jest rozwiązanie – zapomnieć o
sobie?”.
„Znerwicowani” aktorzy dają z siebie wszystko. Każda z
postaci została potraktowana bardzo bezpośrednio – wiele z nich zostało
przerysowanych, ale dobrze zniuansowanych. Najlepiej wypada w tym towarzystwie
Jowita Budnik, grająca niezwykle pruderyjną i wyczuloną na punkcie religii i
seksualności dewotkę. Świetnie w swojej roli sprawdza się również Karolina
Sawka (jest jedna, a jakby dwie). Postać Katarzyny Herman nie była może najbardziej
rozbudowana, a jej obecność na scenie często polegała na wybieganiu za kulisę
(do łazienki), niemniej przez wzgląd na moją ogromną sympatię do tej aktorki,
patrzyło się na nią z przyjemnością. Swoje oddać należy również męskiej części
obsady (Zdzisław Wardejn, Artur Barciś, Kamil Kula), którzy wyciągali tę
opowieść na wyżyny jej komediowych możliwości.
Wniosek z tego przedstawienia mam jeden. Śmieszną komedię
napisać może nie łatwo, ale stworzyć mądrą komedię – to zadanie dla
najlepszych. Oby więcej tych drugich pojawiało się w tych ciemnych i smutnych
czasach.
"Nerwica natręctw" na stronie organizatora Adria-Art.
kontakt: konradpruszynskiofficial@gmail.com
Komentarze
Prześlij komentarz