„Jutro wrócimy do domu” to koprodukcja Miejskiego Ośrodka Kultury w Głogowie z Lubuskim Teatrem w Zielonej Górze oraz Teatrem Asocjacja 2006 z Poznania. Spektakl opowiada o losach pewnej dziewczynki, mieszkającej w mieście ogarniętym wojną. Jest to historia zgoła przerażająca, co, jak sądzę, wpłynąć może na problemy z dalszą dystrybucją wspólnego dzieła reżyserów Roberta Czechowskiego oraz Michała Wnuka.
„Inspiracją do tego
projektu były wydarzenia dziejące się w Ukrainie. Przedstawienie będzie
kolorowe, czasem zabawne, ale chcieliśmy się pochylić nad problemem ukraińskich
dzieci. Cały ten spektakl jest hołdem, pokłonem dla wszystkich, którzy mierzą
się z absurdem wojny” – powiedział przed premierowym spektaklem reżyser tytułu
oraz dyrektor Lubuskiego Robert Czechowski.
Mamy czerwiec – miesiąc poświęcony w polskich teatrach
głównie dzieciom. Wiele scen realizuje premiery różnego rodzaju baśni, bajek
czy opowieści familijnych, tymczasem Lubuski Teatr stawia na niezwykle emocjonalną
i poruszającą opowieść o dziecku żyjącym w zbombardowanym mieście. Idea nader
szlachetna, pytanie jednak, czy znajdzie ona swoich odbiorców? „Jutro wrócimy
do domu” skierowane jest do wszystkich powyżej 10. roku życia (gdzieniegdzie
czytam nawet, że od 8. roku życia). Problem polega jednak na tym, że sama
opowieść postawiona jest w nieco kłopotliwym rozkroku.
Z jednej strony odgłosy wyjących syren, wystrzałów, bombardowań czy sugestywna (świetna) scenografia Ewy i Piotra Tetlaków są elementami wystarczająco grozotwórczymi. Co dopiero mówić o przerażających, powracających motywach swoistego natarcia złych mocy/ludzi, którzy w demonicznych maskach i ze zniekształconymi głosami biegają po scenie obwieszeni łańcuchami i odbierają głównej bohaterce jej ukochanego przyjaciela. Jak odbiorą to dzieci? To pytanie pozostawię otwarte. Z drugiej jednak strony sama historia, zdecydowanie bardziej ukierunkowana na emocje niż fabułę, nie jest zbyt angażująca dla dorosłych odbiorców. Główna bohaterka ma pierwotnie szukać swoich rodziców, domu, a kiedy ginie jej pluszowy przyjaciel postanawia przeprowadzić śledztwo. Jednak wszystkie wymienione elementy fabuły mają charakter pretekstowy, a rzeczywistym celem tych wydarzeń jest poznanie doświadczeń dziecka żyjącego w okolicznościach wojny. Dla kogo jest zatem ten spektakl? Moim zdaniem zdecydowanie bardziej dla dorosłych odbiorców czy starszej młodzieży. Ci, którzy zdecydują się przyjść na „Jutro wrócimy do domu” razem z młodszymi dziećmi powinni przygotować swoich podopiecznych do tego przeżycia i nie pozostawić tej historii bez późniejszego komentarza i rozmowy.
Wspomniałem o tym, że fabuła przedstawienia nie jest zbyt
angażująca. Prawda jest jednak taka, że świetnie oddane emocje poszczególnych
bohaterów, rekompensuje powyższy aspekt – tym bardziej, że spektakl trwa
niespełna godzinę. Bardzo ciekawie wypada tu również muzyka Mario Szabana. Mam
wrażenie, że część utworów nie do końca odpowiadała klimatowi opowieści,
wyłamując się z jej minorowego schematu, jednak każdej, nawet najtrudniejszej
historii potrzebne są przełamania i tu taką rolę pełniła niezwykle różnorodna
muzyka (od rocka przez brazylijską sambę aż po jazz). Co prawda w tekstach
poszczególnych utworów śpiewanych przez główną bohaterkę słychać brak
narracyjnej konsekwencji (słowa mówione przez bohaterkę były bardziej
zinfantylizowane, z kolei śpiewane odznaczały się głęboką dojrzałością), jednak
w ramach musicalowej konwencji było to do zaakceptowania. Warto podkreślić
również znakomite możliwości wokalne Ewy Dobruckiej, kreującej główną postać
dramatu.
Na koniec wspomnieć należy o dwóch ciekawych rozwiązaniach
realizacyjnych. Pierwszym jest swoista metafora bliskości rodzeństwa granego
przez Daniela Zawadę i Jakuba Mikołajczaka, których symbolicznie potraktowano
jako braci syjamskich. Rozwiązanie to wybrzmiewa szczególnie mocno w momencie
śmierci jednego z bohaterów. Druga rzecz to niezwykle poruszająca scena gry w
skojarzenia między dwójką bohaterów sztuki. Niewinna zabawa zamienia się w swoisty
traktat o wojnie. Z czym kojarzy nam się dom, noc i dzień? Bo jeśli nie z
dziurą, krzykiem i strachem, tak jak w przypadku bohaterów „Jutro wrócimy do
domu”, to chyba jest za co być wdzięcznym.
Komentarze
Prześlij komentarz