fot. Dariusz Biczyński |
Yasmina Reza to autorka sprawdzona na polskich scenach. Znana przede wszystkim z przeniesionego również na duży ekran „Boga Mordu”. „Sztuka” francuskiej dramatopisarki to opowieść o trójce przyjaciół, na których relację srogi cień rzuca niepozorny, biały (?) i niesamowicie drogi obraz.
Serge, Marc i Yvan to
trójka najlepszych kumpli. Warto wspomnieć o tym ponownie, bo widzowie
przedstawienia wyreżyserowanego przez dyrektora Lubuskiego Roberta
Czechowskiego, poznają bohaterów bezpośrednio w momencie wybuchu konfliktu.
Przyczyna sporu? Atrios i jego biały obraz w białe paski. Wspomniane paski mogą
być też traktowane jako beżowe, kremowe czy burgundowe, wszak wszystko jest
przecież kwestią interpretacji lub środowiskowej presji, zwłaszcza jeśli mówimy
o tytułowej „sztuce” współczesnej.
O co właściwie ten cały ambaras? Biały, wart (?) sto dwadzieścia tysięcy euro obraz jest dla Marca dowodem zmiany osobowościowej snobistycznego Serge’a. Dwójka z miejsca przestaje się dogadywać, tracą nić łączącego ich porozumienia i zaczynają spory o każde, choćby najmniej nacechowane słowo. Największą ofiarą konfliktu wydaje się Yvan lojalnie trwający gdzieś miedzy młotem a kowadłem, usiłujący w porę studzić rozbuchane emocje przyjaciół. Problem w tym, że również i jego psyche nie jest z gumy, a komplikacje związane ze zbliżającym się ślubem, doprowadzają go do stanu emocjonalnego wyczerpania (świetnie z resztą zagranego przez Jamesa Malcoma).
Relacja trójki bohaterów oraz forma jaką przyjęli, by rozwiązać swój problem może zostać potraktowana symbolicznie i odnosić się nie tylko do przestrzeni określonej w tytule przedstawienia. Serge i Marc to typowi radykałowie stojący na pierwszej linii frontu wrogich obozów. Yvan to charakterystyczny przedstawiciel umiarkowanego centrum, posądzany przez skrajnych bohaterów o „brak jaj i własnego zdania”. Postać Malcoma balansuje na niezwykle cienkiej linii oddzielające antagonistyczne postawy i nieustannie stara się poszukiwać znienawidzonego przez wielu kompromisu. Kiedy Serge mówi o „artyście, jako bóstwie”, a Marc określa obraz mianem „gówna”, Yvan zauważa, że dopóki „nie robi się nikomu krzywdy” można unikać polaryzacji i radykalnych ocen. Materiał do przemyślanie doprawdy zacny.
Wracając jednak do
przestrzeni sztuki – warto wspomnieć o efektowej i właściwie komponującej się z
dramatem scenografii Adama Łuckiego. Spektakl jest przekrzyczany, jednak na
uznanie zasługują wyeksponowane przez twórców komediowe wydźwięki tekstu Rezy,
a za serce chwytają szczególnie mocne i intymne monologi Yvana, z którym
zdecydowanie najłatwiej było mi się utożsamić. Dobrze wybrzmiewa również epilog
„Sztuki”, który ujmuję całość w pewien autoironiczny nawias. Opowieści tak
skondensowanej pod kątem tempa i emocji było to niezwykle potrzebne.
Konrad Pruszyński
konradpruszynskiofficial@gmail.com
Komentarze
Prześlij komentarz