„Minetti. Portret artysty z czasów starości”. Tytuł spektaklu Teatru Polonia na podstawie tekstu austriackiego pisarza Thomasa Bernharda mówi wiele. Jest to rzecz o starym, zgorzkniałym, pozbawionym złudzeń i wszelkiej nadziei aktorze. Historia jest tak dalece jednostronna, bo relacjonowana przez tytułowego bohatera przedstawienia, że całość, mimo zdecydowanie bardziej rozbudowanej obsady, zyskuje charakter niemal monodramatyczny. Sztuka wyreżyserowana przez Andrzeja Domalika to przede wszystkim pole aktorskiego popisu dla Jana Peszka.
Rzecz dzieje się w hotelowym korytarzu. Otoczenie urządzone
jest w minimalistycznym stylu. Po obu stronach sceny stoją sofa oraz fotele, w
głębi widoczne są drzwi windy. Przestrzeń w przeważającej większości spektaklu
jest cicha, oświetlenie stonowane, a ruchy postaci partnerujących Minettiemu
ograniczone do minimum.
Tytułowy bohater pojawia się w hotelu umówiwszy się wcześniej
na spotkanie z dyrektorem teatru. Minetti swoją kreacją szekspirowskiego Leara
ma uświetnić jubileusz dwustulecia sceny. Ma to być dla niego powrót na deski po
trzydziestu latach aktorskiej posuchy. Problem w tym, że dyrektor nie pojawia
się na ustalonym spotkaniu.
fot. Katarzyna Kural-Sadowska |
Minetti, bo w zasadzie tylko tę postać można w spektaklu Polonii poddać głębszej analizie, to bohater niejednoznaczny. Z jednej strony, swoim ciągłym narzekaniem, powtarzaniem wyświechtanych frazesów i nieustannie wyrażanym poczuciem krzywdy, budzi w widzach rodzaj żałosnego politowania. Z drugiej strony jego postawa jest do pewnego stopnia uzasadniona, można mu współczuć, a nawet z nim sympatyzować. Minetti niewątpliwie jest osobą po przejściach. Całe swoje życie zawierzył sztuce aktorskiej, która stała się dla niego „sensem egzystencji”. Jest ponadprzeciętnie wrażliwy, jak to artysta, w związku z czym, jak sam mówi, „świat doprowadza go do szaleństwa”. Szczególnie ważne jest dla niego „wybrzmiewające w ciszy słowo”. W świecie ogarniętym wszędobylskim hałasem i brakiem poszanowania dla słowa postawa Minettiego może rzeczywiście stanowić powód emocjonalnego rozedrgania. Podobnie z resztą jak elementarny brak szacunku, lub idąc dalej, zapomnienie i wynikające z niego poczucie nieistotności, bezsensu egzystencji, symbolizowane przez nieprzychodzącego na umówione spotkanie dyrektora teatru. Dokładając do tego podeszły wiek, brak perspektyw na świetlaną przyszłość, a co za tym idzie niedobór nadziei, otrzymujemy obraz człowieka podupadłego, zniszczonego i zdruzgotanego. Nie dziwi zatem postawa Minettiego, który z pewną goryczą zauważa, że „życie to farsa, nazywana przez człowieka inteligentnego egzystencją”.
Podkreśla się, że spektakl Teatru Polonia to opowieść o
aktorze – o Aktorze, jako uniwersalnej figurze. I owszem – jest to rzecz o
smutnym losie artysty, ale nade wszystko mamy tu do czynienia z historią
człowieka – smutnego, pozbawionego życiowego wigoru Człowieka. W tym sensie
Minetti może stanowić punkt wyjścia do szerszej refleksji nad kondycją
współczesnego społeczeństwa, nad starością i naszym do niej stosunkiem.
fot. Katarzyna Kural-Sadowska |
„Minetti” nie jest zapewne tytułem dla wszystkich. Choć
zawsze powtarzam, że ostatecznej oceny każdy powinien dokonać sam. Prawda jest
jednak taka, że spektakl docenią szczególnie ci, którzy szukają w teatrze
subtelnych emocji i głębszej refleksji na temat człowieczeństwa i wspominanej
przez tytułowego bohatera „egzystencji”. Poza tym zawsze warto wybrać się do
teatru, by obcować z charyzmą i bogatym warsztatem Jana Peszka. Co do tego nie
mam żadnych wątpliwości.
Konrad Pruszyński
konradpruszynskiofficial@gmail.com
Komentarze
Prześlij komentarz