Dramat Gogola eksploatowany jest
nieustannie na wiele różnych sposobów. Mimo wszystko wypada przypomnieć o co w
tej sztuce idzie. Agafia Tichonowna (Julia Wyszyńska) zleca doświadczonej
swatce Fiokle Iwanownie (Krystyna Tkacz) poszukiwania kandydatów na męża.
Kobieta raz dwa znajduje kilku chętnych, ale jak to w życiu – każdy z nich ma
swoje wady. Jeden to nałogowiec, któremu czasem „zdarzy się dzień, że się nie
napije”, inny to chuchro, następny nieposkromiony ważniak (z jego image’em zupełnie kuriozalnie
koresponduje nazwisko Jajecznica, które z miejsca staje się pretekstem do
grupowych żartów). Do grona amantów ubiegających się o rękę Agafii, za namową
Koczkariewa (Krzysztof Dracz), dołącza również Podkolesin. Rozpoczyna się gra o
tytułowy „Ożenek”. Najzagorzalszy i najskuteczniejszy (do czasu) w swoich
działaniach okazuje się być orędownik kandydatury głównego bohatera, czyli
wspominany już Koczkariew (postać, którą w jednej z inscenizacji dramatu Gogola
kreował reżyser przedstawienia Och Teatru – Janusz Gajos).fot. Robert Jaworski
Twórcy spektaklu posługują się
bardzo prostymi środkami. Użytkowa scenografia ogranicza się do czterech
siedzisk rozstawionych po przeciwległych stronach sceny. Wszelkie dodatki w
postaci muzyki, efektów dźwiękowych i wszelkiej maści multimediów zostały
ograniczone do minimum. Światła również nie wprowadzają do całości efektu wow. Imponują stylizowane kostiumy
autorstwa Doroty Roqueplo. Natomiast cały ciężar realizacji położony został z
jednej strony na komizmie tekstu, zdecydowanie bardziej wybrzmiewającym po
antrakcie, oraz na grze aktorskiej. I rzeczywiście – każda z postaci została
wyposażona przez reżysera i aktorów w zespół charakterystycznych dla siebie
cech, ruchów i gestów. Najbarwniejszy z całego zgromadzenia wydaje się bohater
Dracza, który nie tylko dzięki strukturze tekstu, ale również charyzmie,
przejmuje scenę zawsze, kiedy się na niej pojawia. Julia Wyszyńska kreuje silne
stereotypizowaną rolę trzpiotki – naiwnej i wstydliwej dziewczyny niemogącej
się zdecydować, którego z adoratorów wybrać. To, co podoba mi się w tej postaci
najbardziej, to momenty przełamania jej charakterystyki, poprzez zmianę tonu i
komentarze zdecydowanie bardziej odpowiadające współczesnej niż dziewiętnastowiecznej
kobiecości – i za to wielki ukłon dla jednej z moich ulubionych aktorek Julii
Wyszyńskiej.fot. Robert Jaworski
„Ożenek” nie wydaje mi się dziś
tekstem szczególnie atrakcyjnym, zwłaszcza, jeśli podamy go w miarę pierwotnej
formie, pozbawiając go aktualnych, twórczych komentarzy. Będąc świeżo po
Och-owych pokazach „Słonecznych chłopców” czy przede wszystkim „Pomocy domowej”
zauważam, że reakcje publiczności podczas sztuki Gogola są zdecydowanie
bardziej wstrzemięźliwe. Więcej jest też pustych miejsc na widowni, mimo iż z
wymienionych przedstawień „Ożenek” został zagrany dotychczas najmniej razy. Być
może, dla twórców będzie to jakiś znak. Uważam jednak, że omawiana realizacja tekstu
Gogola, choćby ze względu na sam kunszt komediowy aktorów, zasługuje na uwagę
widzów.
Komentarze
Prześlij komentarz