Po tym spektaklu jedyne, co mogło
nastąpić, to cisza. Długa cisza. Żadne słowa nie były już potrzebne. Wszystko
zostało powiedziane. Co innego można by powiedzieć? Jakich słów użyć? Człowiek,
ten który odważy się na podróż z wygnanymi, poniżanymi, demonizowanymi, wyjdzie
z „Zapisków z wyganiania” z ciszą, która może być jego osobistym wyrazem
świadomości i pamięci (Jizkor – heb. „pamiętaj”),
a przecież w świecie nie ma nic trudniejszego do zniesienia niż owa świadomość,
pamięć i wynikająca z nich odpowiedzialność.
„Zapiski z wygnania”, czyli monodram Krystyny Jandy z towarzyszeniem Janusza Bogackiego i jego zespołu muzycznego, to historia emigracji polskich Żydów po marcu 1968 roku. Opowieść prowadzona jest z dwóch perspektyw – w skali makro jest to rzecz o wielkiej historii, strajkach i zaostrzeniu zjawiska antysemityzmu w Polsce Ludowej, w skali mikro jest to niezwykle intymne wspomnienie oraz zestaw osobistych przemyśleń związanych z wymuszoną podróżą Sabiny Baral, czyli autorki książki, na podstawie której powstało przedstawienie.
Autorka, ustami Krystyny Jandy,
opowiada widzom o niewyobrażalnym poczuciu zawiedzenia swoją ojczyzną, której „zwykle
nie trzeba szukać ani jej sobie zdobywać” – ją się po prostu ma, z racji
urodzenia, a Baral i jej podobni zostali tejże ojczyzny z wielką bezwzględnością
pozbawieni. Postać Jandy z pełnym przekonaniem godzi w „święte” dla niektórych
przekonania o „prawdziwej polskości”, godności wynikającej z przynależenia do
tego narodu („Być Polakiem to ani zaszczyt ani chluba. Jestem Polakiem, bo tu
się urodziłam”). Bohaterka wspomina o antyżydowskiej propagandzie towarzyszącej
przesiedleniom. Wyjeżdżającym Żydom bezdusznie, do niezbędnego minimum (jeśli w
ogóle) ograniczano możliwość wywiezienia z kraju swoich osobistych rzeczy oraz
pieniędzy. „Żydzi nakradli polskich skarbów narodowych i teraz chcą je wywieźć”
– mówiono. W związku z tym przez granicę nie mógł przejechać pamiętnik
bohaterki oraz jej zeszyt z autografami znanych osób (m.in. Marleny Dietrich,
uradowanej z faktu przebywania w „polskim Wrocławiu”), powyżej jednej poduszki
na osobę – zakaz, więcej niż tysiąc książek na rodzinę – zakaz, tomy poezji
Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej czy Tuwima (osobiste amulety Baral) – zakaz.
Trafnie kwituje tę sytuacja postać Jandy, a jej słowa wybrzmiewają dzisiaj
irytującym echem: „Wtedy prawo było takie, że władza mogła wszystko, a my nie
mogliśmy się bronić”.
„Nikt z nas naprawdę nie rozumiał,
dlaczego nas tymi kamieniami obrzucają. Wiedzieliśmy tylko, że jesteśmy Żydami,
a Polacy Żydów nie lubią”. Po przekroczeniu granicy wcale nie było emigrantom
łatwiej. Pojawiły się problemy innego typu. Izolacja językowa, poczucie wykorzenienia,
brak środków do życia, a dla młodej Braal liczne lekcje o odpowiedzialności,
zaufaniu i potrzebie kultywowania pamięci. I ten powracający, niepokojący
refren: „Historia się powtarza”. Koniec 800-letniej historii polskiego żydostwa
nie jest końcem antysemityzmu i wszelkiej maści nienawiści w Polsce. Jak w
programie spektaklu pisze Sabina Baral – „Słowo Żyd jest znowu obelgą”. Z kolei poetka Ewa Lipska zwraca uwagę, że
ta opowieść staje się „przestrogą dla przyszłych pokoleń przed wszelkimi
rodzajami nienawiści, ksenofobią, antysemityzmem”. Dojmujące są też słowa
naszej noblistki Wisławy Szymborskiej, piszącej: „Syn niech imię słowiańskie
ma, bo tu liczą włosy na głowie, bo tu dzielą dobro od zła wedle imion i kroju
powiek”. W obliczu końcowych obrazów „Zapisków”, dokumentujących Marsze Niepodległości,
z których nienawiść, wandalizm i bandyctwo wylewają się strumieniami, nie można
przejść obojętnie wobec słów artystek i artystów sygnalizujących, że historia
zatacza koło, a pogrom „niekoniecznie musi być krwawy, żeby był skuteczny”.
Paląca się na placu Zbawiciela tęcza i krzyki: „To my, to my Polacy!” to
najdonioślejsze z możliwych zakończenie tej historii.fot. Katarzyna Kural-Sadowska
Przedstawienie w reżyserii Magdy
Umer zaskakuje i ujmuje prostotą, bezpośrednią formą przekazu, zwracającą szczególną
uwagę widza na słowa – na mądrych i aktualnych przekazach książki Baral. Całość
wzbogacona jest z jednej strony o korespondujące z treścią sztuki utwory
muzyczne śpiewane przez Jandę (chociażby „Rebekę” ze słowami Andrzeja Własta, „Pocałunki”
według wiersza Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej czy „W żółtych płomieniach
liści” autorstwa Agnieszki Osieckiej), a z drugiej o materiały archiwalne –
zdjęcia i nagrania z okresu, którego dotyczy przedstawienie. Przez cały czas
trwania spektaklu zarówno aktorka jak i zespół muzyczny oddzieleni są od
widowni materiałem, na którym poza archiwaliami wyświetlana jest twarz artystki
w dużym zbliżeniu. Twarz z wielkim spokojem, jakimś rodzajem pogodzenia z
losem, swoją historią, w niezwykle faktograficzny, wnikliwy i emocjonalny
sposób opowiadaja historię swoją, swojej rodziny i ojczyzny. „Zapiski”
przyjmują w tym przypadku formę niemal telewizyjnego dokumentu, filmowego testamentu,
który, podobnie jak książka, ma odpowiadać największemu wymaganiu postawionemu
kolejnym pokoleniom Polaków i ludzi w ogóle – Jizkor. Pamięć to fundament, na
którym budowana być powinna przyszłość. Nie w oparciu o ideę zemsty, a
solidarności.
Podpisać się można z całą
odpowiedzialnością pod słowami Magdy Umer z programu przedstawienia. „To, że
Krystyna Janda podarowuje nam swój głos i twarz, aby spróbować pojąć ten czas
pogardy, pozwala wierzyć i mieć nadzieję, że ciągle jeszcze istnieje kawałek
przyzwoitej Polski. Naszej wspólnej ojczyzny”.
Konrad
Pruszyński
konradpruszynskiofficial@gmail.com
Komentarze
Prześlij komentarz