Znajdujemy się w
wytwornym apartamencie Hotelu Westministerskiego. Plan ministra (Krzysztof
Stelmaczyk) jest prosty – opuścić dom pod pretekstem całonocnych obrad
parlamentarnych i spędzić upojne chwile w towarzystwie młodej sekretarki
„politycznych wrogów” (jakie to ma w TEJ sytuacji znaczenie?). Kochanka
kreowana tutaj przez Weronikę Warchoł odkrywa zupełnie niespodziewanie zwłoki
mężczyzny przygniecionego przez balkonowe okno. I to właśnie wspomniany
nieoczekiwany „gość” stanowi punkt zapalny wydarzeń, które z minuty na minutę
coraz bardziej komplikują sytuację poszczególnych bohaterów sztuki.
Farsa Cooneya pełna jest znanych i dość przewidywalnych żartów sytuacyjnych. Szybkie tempo akcji i nawarstwienie wzajemnych zależności pomiędzy postaciami, regularne wprowadzanie nowych bohaterów do scenicznej akcji, to elementy kreujące komiczność. W moim odczuciu całości zabrakło jednak nieco świeżości. Wiele rozwiązań było powtarzanych, a może nawet nadużywanych. Wciąż opadające z ogromnym hukiem okno balkonowe (nawet w sytuacjach zupełnie nieumotywowanych dramaturgicznie), ciągłe wyjścia i powroty postaci, które migają się od podjęcia rzeczywistych działań pod pozorem czyhającej zewsząd niedookreślonej groźby, niezliczone prośby menedżera hotelu (Grzegorz Warchoł) o zejście pewnych bohaterów do recepcji i powracający nieustannie kelner (Mirosław Kropielnicki), który, trochę na wzór postaci Krystyny Jandy z „Pomocy domowej”, za każdy wykonany przez siebie ruch, pobierał od ministra i jego osobistego sekretarza wygórowaną opłatę.
Najciekawiej w całym
spektaklu wypadły z kolei kreacje aktorskie bohaterów szczególnie rozchwianych
emocjonalnie. George Pidgen (Krystian Pesta) przez większość spektaklu sprawiał
wrażenie płaczliwego mamisynka, by pod koniec opowieści przejąć inicjatywę i
pokazać swoje drugie, namiętne oblicze. Zdradzany Ronnie Worthington (Sławomir
Pacek) nieustannie przeistaczał się z żądnego krwi i zemsty męża w
rozhisteryzowanego i pogubionego chłopczyka. Podobnie zbilansowana została
niewielka, ale ciekawa postać siostry
Foster, której chłodne opanowanie pod wpływem określonych działań Pidgena
szybko ustąpiło dziewczęcej nieobliczalności. Dużo świeżości w sceniczne
wydarzenia tchnęła również Lidia Sadowa w roli żony ministra oraz
monotematyczna, ale niezwykle zadziorna (jak to Włoszka) pokojówka Aleksandry
Szwed.
„Okno na parlament” to
teatralna klasyka komediowa. I choć całościowo trudno tego przedstawienia nie
lubić, to wiele z pozostałych propozycji repertuarowych Och Teatru (zarówno
sztuk Cooneya, jak i innych twórców) stawiam o wiele wyżej – „Pomoc domowa”,
„Zemsta”, „Osy” czy wspomniane już „Przedstawienie świąteczne…” są tego
najlepszymi przykładami.
Komentarze
Prześlij komentarz