Przebieg fabularny ponad
dwugodzinnego przedstawienia stołecznego Teatru Polskiego jest prosty. Państwo
Żelscy, zamieszkujący w pięknym, quasi pałacowym,
krakowskim wnętrzu, trochę z nudów, a trochę z chęci zaistnienia w środowisku,
postanawiają otworzyć swój dom na gości. Odbywa się wieczorek z tańcami,
podczas którego śledzimy wiele charakterystycznych dla dziewiętnastego wieku
zabaw, ale również świadkujemy licznym międzyludzkim dramom, konfliktom i
sprzeczkom. Czy wystawny bal będzie pierwszym i zarazem ostatnim w karierze
Żelskich? O tym dowiadują się widzowie ostatniego z trzech aktów, z których
każdy, w realizacji Krystyny Jandy, przedzielony został piętnastominutowym
antraktem.
Można by szczegółowo doszukiwać się
pewnych nieścisłości w psychofizycznej konstrukcji poszczególnych bohaterów,
ale zwrócić należy uwagę na niezwykły stopień skomplikowania zadania przed
którym stanęła reżyserka Krystyna Janda. Bardzo rozbudowana obsada (23
charakterystyczne postaci na scenie!), a wreszcie dwuplanowa scenografia
(ogromna scena Teatru Polskiego została podzielona na pierwszy - salonowy plan, w którym odbywają się
dialogi oraz drugi – balowy, gdzie śledzimy przebieg zabaw i tło
pierwszoplanowych wydarzeń). Pisząc kolokwialnie – ogarnięcie takiego molocha
to rzecz niełatwa, a Krystynie Jandzie się to udało.
Dramat Bałuckiego jest przede
wszystkim komedią, a jak to w przypadku tego typu tekstów bywa, jego największą
siłą jest aktualność. „Charaktery i typy ludzkie się nie zmieniają” – jak powiedziała
reżyserka przedstawienia w rozmowie z dyrektorem artystycznym Teatru Polskiego
Januszem Majcherkiem. „Dom otwarty” to rzecz o plotce, powierzchowności
relacji, bufonadzie i tak dla nas charakterystycznej megalomanii. Wszystko to
ubrane w lekką formę, w której świetnie odnaleźli się etatowi aktorzy
stołecznej sceny. Zachwyca przede wszystkim przebojowy Szymon Kuśmider w roli
wodzireja Alfonsa Fikalskiego. W pamięci zapisały mi się również
charakterystyczne role Katarzyny Skarżanki, czyli doświadczonej plotkary
Katarzyny Ciuciumkiewicz oraz Adama Biedrzyckiego, a więc wiecznie zazdrosnego
i węszącego spisek męża Pulcherii Wicherowskiej. Dobrze wypadli również
debiutujący w swoim nowym teatralnym domu Modest Ruciński, Ignacy Liss czy
Henryk Niebudek.
„Dom otwarty” jednych zachwyci
innych nie. Banalna prawda tym razem potwierdzona rozmowami z towarzyszącymi mi
widzami. Dla mnie spektakl Teatru Polskiego był znakomitą okazją do
rozsmakowania się w kreacji świata, który już dawno minął. Ta sztuka może bawić,
relaksować oraz imponować wszechobecnym pięknem i bogactwem, a niezależnie od
fabularnych posunięć, ten dom zawsze pozostanie otwarty dla widzów.
Konrad Pruszyński
konradpruszynskiofficial@gmail.com
Komentarze
Prześlij komentarz