Historia Piotrusia Pana pióra Jamesa M. Barriego ma już ponad sto lat i jest wciąż żywa w świadomości współczesnych odbiorców (również tych najmłodszych) między innymi dzięki takim realizacjom, jak ta Studio Buffo. Twórcy musicalu „Piotruś Pan” najmłodszym widzom fundują znakomitą, przepełnioną magią wprawkę w świat teatru, a w starszych odbiorcach skutecznie pobudzają sentyment za dawnymi, baśniowymi czasami własnego dzieciństwa.
Na scenie Studio Buffo obserwujemy wnętrze mieszkania państwa
Darling. Rodzice wraz z trójką swoich pociech oraz oddanym psem wiodą zwyczajne
zdałoby się życie. Wszystko zmienia się pod wpływem wyczekiwanego przez panią
Darling powrotu Piotrusia Pana, który pewnej nocy zabiera dzieci do
fantastycznej krainy Niebywalencji. To właśnie na tej skalistej wyspie grupka
chłopców stworzyła swój własny, bajkowy świat, w którym jedynym zagrożeniem wydaje się być złowieszczy pirat
– Kapitan Hak, polujący na głowę Piotrusia. Dalszych losów nie trzeba streszczać,
skupić się za to należy na warszawskiej realizacji tego tytułu, a ta, mimo
kilku mankamentów, wywiera naprawdę pozytywne wrażenie.
Elementami kluczowymi całości są przede wszystkim scenografia
oraz kostiumy. To one imponują najbardziej. Monumentalna skała zaprojektowana jest
tak, by na obrotowej scenie spełniała swoją rolę nie tylko w wersji 360°, ale również wewnątrz przepełniona jest
tajemniczymi korytarzami, ukazywanymi poprzez ręcznie sterowany wyłom.
Pojawiający się znienacka ogromny, piracki statek, wyłaniający się ze
scenicznych czeluści krokodyl, a w końcu trzykondygnacyjne mieszkanie państwa
Darling – to wszystko robi niemałe wrażenie. Jeśli dodać do tego latające
dzieci, przemykającą tajemniczo w przestrzeniach sceny i widowni Skierlinkę,
płonące pochodnie i odbywane w niezwykłej bliskości widza tańce rytualne, to
słów zaczyna brakować. Jeśli gdzieś w
tym wszystkim upatrywać wad, to chyba w tym, że zdecydowana większość (o ile
nie wszystkie) z wymienionych efektów zastosowane zostały już w pierwszym akcie
przedstawienia, przez co druga odsłona spektaklu pozbawiona była tak
oczekiwanego poczucia niezwykłości i zaskoczenia.
„Piotruś
Pan” w realizacji Studio Buffo to rzecz dobrze zaśpiewana, a to kluczowe jeśli
zdamy sobie sprawę, że libretto jest dziełem Jeremiego Przybory. Większość
głównych ról w spektaklu kreują dzieci, wypadające w przeważającej mierze
doprawdy pozytywnie. Na szczególne słowa uznania zasłużyli oczywiście odtwórcy
ról Wendy (Marianna Kłos) oraz Piotrusia Pana (Franciszek Płatek).
Bardzo dobre kreacje w duecie małżeńskim państwa Darling stworzyli również Anna
Frankowska oraz Wojciech Dmochowski. Na minus trzeba zapisać nagłośnienie
spektaklu. Realizacja tej technicznej sfery nie uniemożliwiała odbioru całości,
ale w wielu momentach rzutowała na komforcie. Było po prostu za głośno –
szczególnie w chwilach silniejszej aktorskiej czy wokalnej ekspresji aktorów
czy w sekwencjach muzycznych chóru.
Niemniej przedstawienie Studio Buffo zasługuje na niesłabnące
zainteresowanie, którym się cieszy. Sala podczas pokazu 3 grudnia była w
całości wyprzedana, a mnie spektakl w reżyserii Janusza Józefowicza przypomniał
emocje towarzyszące oglądaniu najpiękniejszych, teatralnych baśni w
dzieciństwie. To chyba najlepsza recenzja jaką dorosły człowiek i regularny
bywalec teatralnych widowni dać może realizacji przeznaczonej dla młodszej
publiczności.
Komentarze
Prześlij komentarz