Z ręką na gardle (i na sercu)

Co się wydarzy, kiedy zamknie się w kameralnej przestrzeni Sceny w Baraku siódemkę świetnie śpiewających aktorów, trójkę znakomitych muzyków, a na dokładkę dorzuci ponadczasowy repertuar największej, najbardziej tajemniczej, słowem legendarnej Ewy Demarczyk? Z takiego połączenia musi wyjść samo dobro. I tak jest w przypadku „Z ręką na gardle”, czyli muzycznego spektaklu warszawskiego Teatru Współczesnego wyreżyserowanego przez Annę Srokę-Hryń.

Widownia Sceny w Baraku jest może niewielka, ale fakt, że po ponad dwóch latach prezentowania spektaklu nadal zapełnia się ona po brzegi, jest najlepszym dowodem na to, że piosenki Czarnego Anioła wciąż rezonują ze współczesnością.

Anna Sroka-Hryń dokonała dobrego, choć niezwykle trudnego wyboru utworów Demarczyk. Reżyserka i scenarzystka nie poszła po najmniejszej linii oporu, proponując widzom same największe hity (o ile w przypadku utworów Demarczyk można w ogóle użyć takiego sformułowania). Owszem – w przedstawieniu znalazło się miejsce dla osławionego „Tomaszowa”, „Karuzeli z madonnami” czy „Grande Valse Brillante”. Niemniej spora część zaproponowanego repertuaru mogła dla osób słabiej zaznajomionych z twórczością Czarnego Anioła stanowić swoiste novum. „Z ręką na gardle” rezygnuje również z kilku istotnych w karierze Demarczyk piosenek. W spektaklu nie usłyszymy chociażby „Groszków i róż”, „Pocałunków”, „Wierszy wojennych” czy „Rebeki”.

fot. Karol Mańk / Teatr Współczesny w Warszawie

Nie sposób się rozwodzić nad pięknem utworów śpiewanych przez Ewę Demarczyk. Ujmujące kompozycje (w przeważającej większości Zygmunta Koniecznego), piękne poetyckie teksty (autorstwa m.in. Juliana Tuwima, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Marii Pawlikwoskiej-Jasnorzewskiej czy Mirona Białoszewskiego), a wreszcie hipnotyzujące, dotkliwe interpretacje wokalno-aktorskie Demarczyk. To wszystko składało się na magię jej wykonań. Nie można rzecz jasna porównywać pierwowzorów do wykonań w przedstawieniu. Niemniej spektakl Teatru Współczesnego również kryje w sobie cząstkę tej cudownej aury charakterystycznej dla nieżyjącej już wokalistki. Rozpięta jest ona gdzieś pomiędzy świetnymi choreografiami Eweliny Adamskiej-Porczyk, surowością przestrzeni, w której rozgrywa się akcja, a pełną napięcia emocjonalnością bohaterów. 

Chciałbym uniknąć znaczącej gradacji. Aktorzy tworzą w tym spektaklu zespół, którego nie powinno się klasyfikować jednostkowo. Napisać jednak muszę, że szczególnie poruszające były dla mnie wykonania „Koni Apokalipsy” i skromny w środkach „Skrzypek Hercowicz”. Z kolei szczytem umiejętności (również dykcyjnych i artykulacyjnych) były „Czarne anioły”.

Dobrze, że piosenki Ewy Demarczyk pojawiają się od czasu do czasu w repertuarach koncertowych czy teatralnych w Polsce. Dobrze, że współpracy z jej twórczością podejmują się ludzie kompetentni. „Z ręką na gardle” zdecydowanie polecam.

Konrad Pruszyński

Komentarze