„Vanitas” to premiera szczególna, bo ostatnia, za kadencji wieloletniego dyrektora Teatru Współczesnego w Warszawie Macieja Englerta. Reżysera przedstawienia i szefa sceny od września, na pięć sezonów artystycznych, zastąpi znany aktor, reżyser i rektor Akademii Teatralnej Wojciech Malajkat. Jeśli potraktować „Vanitas” jako formę pożegnania Englerta ze Współczesnym, to trzeba je uznać za nader udane!
Duża w tym zasługa
nie tylko świetnego, pełnego polotu tekstu autorstwa francuskiej dramaturżki Valérie Fayolle, ale również znakomitego zespołu
aktorskiego na czele ze zjawiskową Martą Lipińską, która zachwyca
autentycznością, bezpretensjonalnością, a przede wszystkim umiejętnością
wymuskania najmniejszych komediowych elementów (to zapewne w równym stopniu
zasługa doświadczenia aktorki, jak i jej talentu).
Zaczynając
jednak od początku. W rodzinnym domu spotyka się trójka skłóconego ze sobą
rodzeństwa. Do zgody namawia ich obłożnie chory ojciec, kreowany tutaj przez
Leona Charewicza. Największa przepaść zdaje się dzielić braci Jeana-Baptiste’a
(Szymon Mysłakowski) oraz Bruna (Mateusz Król). Mężczyźni mają odmienne systemy
wartości, nie potrafią się ze sobą komunikować, a pewna miłosno-związkowa
historia kładzie się cieniem na ich aktualnej relacji. Proces godzenia się rodzeństwa
komplikuje jednak element zupełnie niespodziewany. Dzieci Louisa i Jeanine
odnajdują coś, co niegdyś należało do Bernarda. Skłócona trójka zaczyna
odkrywać prawdę i dowiaduje się coraz to nowych faktów z życia własnych
rodziców. W wątpliwość poddawane są wreszcie łączące ich relacje.
Jak rozstrzygnie się ostatecznie konflikt o spadek po chorym ojcu? Czy
rodzeństwo znajdzie właściwą drogę prowadzącą do pojednania? Jaką rolę w całej
tej historii odegra głowa Bernarda, a o czym świadczyć będzie głuchota
najmłodszej siostry? O tym wszystkim przekonają się widzowie „Vanitas” w
Teatrze Współczesnym.
![]() |
fot. Marta Ankiersztejn |
Spektakl w reżyserii Englerta to rzecz miła w obrazku, relaksująca i świetnie zagrana. Peany na cześć Marty Lipińskiej mógłbym bić bez końca, ale warto również wyróżnić zimnokrwistą postać Szymona Mysłakowskiego, do którego mam ogromny sentyment po obejrzeniu "Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję" Mateusza Pakuły (link), który był i jest najmocniejszym i być może najważniejszym z moich teatralnych doświadczeń życia. Bardzo ciekawą, dość wstrzemięźliwą postać, stworzyła również Barbara Wypych. Osobiście najbardziej sympatyzowałem jednak z artystyczną duszą Bruna Mateusza Króla, niesilącego się na środki efektowne, ale grającego niezwykle naturalnie.
"Vanitas" to czarna komedia niepozbawiona głębszej i bardziej refleksyjnej strony. Nie jest to przedstawienie w żadnym stopniu formujące, ale niezwykle udana rozrywka jak najbardziej!
Komentarze
Prześlij komentarz